niedziela, 11 października 2009

MANSOWY DZIEŃ




MANSOWY DZIEŃ

Ciężko opisać w jednej notce wszystkie wrażenia z tego pięknego tygodnia, zacznę więc tylko od naszkicowania jak wygląda nasz dzień.

Dzień zaczyna się o godz. 6.30. Codziennie o tej godzinie zaczyna się Msza św., i prawie codziennie udaje mi się na nią wstać. ;) Najczęściej jest w chibemba, który brzmi wciąż dla nas bardzo tajemniczo. Dobrze, że mam chociaż w kalendarzu czytania na każdy dzień, więc możemy się karmić Słowem po polsku. Ku miłemu zaskoczeniu, tutejsi panowie bardzo gorliwie uczęszczają na mszę i jest ich tyle samo co pań. Potem szybkie śniadanko (dzień w dzień tosty z masłem orzechowym – będą mi się chyba śniły po nocach), podczas którego słyszymy hymn Zambii dobywający się zza szkolnego płotu. Następnie rozlega się syrena alarmowa – tutejszy dzwonek. Wyruszamy więc do przedszkola, w którym na razie bacznie przyglądamy się wszystkiemu. Ale przedszkole to historia na osobną notkę…W każdym razie radykalnie różni się od polskiego przedszkola. Kończy się w samo południe, kiedy żar z nieba staje się nieznośny nawet dla miejscowych. Po 13tej jemy wspólnie w siostrami lunch, po czym biegniemy do oratorium. Ilość dzieci (w porywach do 150), amplituda wiekowa (od 2 latek wzwyż) oraz znajomość (a raczej jej brak) angielskiego początkowo nas zaskoczyła, to jednak mimo, że udaje nam się przeprowadzić na razie tylko bardzo proste zabawy, to przynoszą zarówno dzieciom jak i nam mnóstwo radości i to się chyba liczy. Od przyszłego tygodnia będziemy próbowały wejść z jakimś konkretniejszym programem, który staramy się opracować w weekend. Ale oratorium to też historia na inną notkę...


Słońce zachodzi tu wcześnie, bo o 18 – ale dzięki temu mamy długie wieczory na nocne rozmowy…Średnio 3 razy na tydzień wysiada prąd, bardzo więc przydaje się świeczka którą dostałam w prezencie na misyjne szklaki od kochanej toruńskiej ekipy.

Kończę, bo przede mną jeszcze sterta prasowania, które jest tutaj konieczne, bynajmniej nie ze względów estetycznych. Tutejsze owady upodobały bowiem sobie mokre pranie do składania jajek, które następnie wnikają pod skórę. Ale tak po za tym to wierzcie lub nie, ale żyje się tu prawie całkiem normalnie. ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz