wtorek, 13 października 2009

BŁOGOSŁAWIENI UBODZY W DUCHU...




W niedzielnej Ewangelii Jezus wzywa bogatego młodzieńca by rozdał ubogim wszystko co ma i poszedł za nim. Ten fragment zawsze wywoływał we mnie dużo emocji. Traktować go dosłownie czy przenośnie? Czy Jezus wzywa każdego do takiego radykalizmu?
Tu, w kraju gdzie roczny dochód na osobę wynosi 1 tys. $, bezrobocie sięga 50 %, a średnia długość życia 38 lat, słowa biedny i bogaty nabierają innego znaczenia. Bogaty nie musi jeździć luksusowym samochodem i mieszkać w pięknej willi. Wystarczy że ma zegarek, wystarczy, że nosi okulary… Martwimy się tak często, że tak wiele nam brakuje, nawet nie uświadamiając sobie jakimi jesteśmy niesamowitymi szczęściarzami. Nawet nie wyobrażamy sobie, co to znaczy żyć za dolara dziennie. Tutaj też żyję w bardzo dobrych warunkach. Niby skromnie, choć na tutejsze realia są to prawdziwe luksusy. Niczego mi tu nie brakuje – no może po za pralką i bardziej urozmaiconymi śniadaniami, na które dzień w dzień jemy masło orzechowe. Obserwując ludzi żyjących w skrajnym ubóstwie pojawiają się dylematy: My jemy codziennie smaczne obiady, mięso, podczas gdy dla ludzi obok jedynym posiłkiem jest shima – kaszka z mąki kukurydzianej. Czy sama potrafiłabym żyć w takich warunkach, jak ludzie, których spotykam na co dzień? Podobno pewne standardy musimy mieć, aby efektywnie pracować. Sam klimat jest w końcu dla muzungu wystarczającym utrudnieniem.
Czy można być bogatym, pozostając jednocześnie ubogim w duchu? Tego szukam…


Patrzę na nasze dzieciaki z oratorium: bose, ubrane w jakieś strzępy materiału, z dużymi brzuszkami, cierpiące na choroby skóry i inne choroby, których nie widać, a mimo to jakże pełne życia, pełne radości, pełne ufności, niewinności, prostoty. Pełne człowieczeństwa… od nich staram się tego uczyć każdego dnia.
To właśnie do nich należy królestwo niebieskie.


Można nic nie mieć, a czuć się właścicielem wszystkiego. Można nie mieć grosza przy duszy, a czuć się na tym świecie – jak u siebie w domu.
Czymże są największe bogactwa tej ziemi, jeśli nie znajdzie się wśród nich miłości drugiego człowieka?


Mieć, jakby się nie miało; nie mieć, jakby się miało. Powiedzieć: w gruncie rzeczy „wszystko nasze”, bo wszystko jest nam dane przez Boga.


Religijne doświadczenie własności polega na tym, że „wszystko jest nasze” i wszystko „nie jest nasze”. Jeśli my „jesteśmy” Boga, wszystko, co jest Boga, „jest nasze”. Jeśli nie jesteśmy Boga, w gruncie rzeczy nic nie jest „nasze”; wtedy nie my „posiadamy rzeczy”, lecz „rzeczy posiadają nas”.
Józef Tishner „Miłość niemiłowana”





3 komentarze:

  1. We buta bwandi lelo bwaya malunga mayo
    Buta bwandi lelo bwaya malunga lelo
    Ima tuleya ee bwaya malunga mayo
    Fwentula we buta bwandi bwaya malunga owe
    Tomboka we buta bwaya malunga lelo.

    OdpowiedzUsuń
  2. jak się miewasz? żyjesz jeszcze? :) czekam na następnego bloga już prawie od miesiąca a tu nie ma i nie ma...
    ściskam mocno:* !
    Magda C. (twoja współlokatorka z Suchej :))

    OdpowiedzUsuń
  3. hej Ewa! naprawde swietny blog. Podziwiam to co robisz :)

    OdpowiedzUsuń